CZYTAMY

CZYTAMY

Szukaj na tym blogu

środa, 19 lutego 2014

Przepraszam, czy tu straszy? Niesamowita opowieść dla dzieci - Marcin Przewoźniak

Dziecko dziecku nierówne, dlatego już na wstępie ostrzegam, że nie jest to książka dla każdego. Jeśli wiecie, że Wasze potomstwo na słowo „duch” chowa głowę pod kołdrą – cóż, wówczas radzę o niej zapomnieć. To pozycja dla słuchaczy, ale i czytelników (duża czcionka, dzięki czemu dzieci w wieku wczesnoszkolnym mogą zasiąść do niej samodzielnie) o mocnych nerwach. Za to Ci, którzy odważą się do niej zajrzeć, będą się przy niej doskonale bawić, bo to pozycja strrrasznie zabawna.

Autor - Marcin Przewoźniak – napisał książkę, w której duchy muszą się zmierzyć ze współczesnością i jej wynalazkami. Sprawa nie jest łatwa. Po dwustu latach życia w samotności i skutecznego odstraszania „przyszłych-niedoszłych” lokatorów, rodzinie Zaświatowskich trafia się trudny orzech do zgryzienia. To pan Poświatowski (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa), który w poszukiwaniu domu dla swej rodziny, trafia do feralnej nieruchomości. Niesprzedawalnej, jak twierdzą spece od nieruchomości. Zapracowany, zabiegany, z dwoma telefonami przy uchu i tabletem w dłoni nie zauważa nawet, że wokół niego dzieją się dziwne rzeczy. Mężczyzna bez głowy? Cóż, od nadmiaru obowiązków można i głowę stracić, pan Poświatowski aż za dobrze to wie. Jego, zapatrzona w nowinki techniczne, rodzina długo nie dostrzeże obecności mieszkańców z zaświatów, choć ci będą się dwoić i troić. Odgłos bijących dzwonów może być przecież dźwiękiem komórki, pojawiający się w domu duch – nowoczesnym systemem ochrony przed złodziejami (tak, tak, to przecież tylko hologram!), a wychodzące z telewizora w czasie rozgrywki na konsoli potwory – to efekt „czyde” (to nie cytat, a wymowa własna, jakoś nad wyraz pasująca mi do tej zakręconej lektury). We współczesnym świecie wszystko da się jakoś wyjaśnić. Do czasu! Tego, kto wyjdzie cało z pojedynku światów, nie zdradzę. Powiem (czy raczej napiszę) tylko, że... będzie się działo! Pan Marcin udowadnia, że wyobraźnia potrafi ponieść go bardzo daleko.

Bohaterami książki są członkowie dwóch rodzin. Wydawać by się mogło, że są one zupełnie różne, a jednak – nie sposób nie dostrzec podobieństw. Nie tylko pod względem nazwisk. Na obie składa się dwójka rodziców, córka i syn. Poświatowskim towarzyszy kot, Zaświatowscy mają swą mysz. Nie zwykło się co prawda mówić „jak kot z myszą”, ale, parafrazując słynne powiedzenie o psie i kocie oraz znając zwyczaje wszystkich wyżej wymienionych zwierząt, z powodzeniem można by tak rzec. Owszem, tyle, że nie tutaj, bo okazuje się, że gdzie ludzie z duchami (czy też duchy z ludźmi) nie mogą, kot z myszą nić porozumienia znajdą. 

Pozostawmy jednak pupili i wróćmy do obydwu rodzin. Autor, przedstawiając wizerunki poszczególnych postaci, celowo je przerysowuje. To właśnie owe przerysowania wzbudzają uśmiech na ustach czytelnika i tego młodszego, i tego całkiem już dorosłego. A z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie! Tak, tak, bo rodzina Poświatowskich może być lustrzanym odbiciem dla wielu z nas. Zapracowany tata z dwiema komórkami przez które rozmawia na przemian, a nieraz jednocześnie (znamy aż za dobrze!). Pracująca mama, której włos na głowie jeży sen o likwidacji konta - nie w banku, lecz na Facebooku (no dobrze, przyznaję się, też tak mam i żadnym tłumaczeniem, że Facebooka używam zawodowo i choćby z tego powodu jego nagły brak byłby dla mnie problematyczny). Do tego komputery, telefony komórkowe, konsola w rękach dzieci (no dobrze, dobrze – już milczę, bo choćbym napisała, że czegoś nie mamy, czy też, że większość czasu spędzamy inaczej, to jednak nie da się uciec od różnych wynalazków współczesności, prawda?) 

Rodzina Zaświatowskich także nie jest do końca „normalna” i bynajmniej nie chodzi o fakt, że jej członkowie nie żyją już od ponad 200 lat (choć nie mówię, że to norma ;)) Tu także autor posługuje się przerysowaniami. Głową rodziny jest nieomylny i autorytarny – a przynajmniej za takiego chciałby uchodzić, ale w obliczu swych niepowodzeń w walce ze współczesnością już nie może – pan Zaświatowski. To na niego żona zrzuca obowiązek ochrony rodziny, co – jak wiemy – w dzisiejszym świecie nie zawsze się sprawdza. Pani Zaświatowska, choć niby zdaje się na męża, w potrzebie jak wilczyca potrafi walczyć o swoje. A dzieci? Jak to dzieci, czują nieodparty pociąg do odkrywania tego co nowe, poznawania świata, ale i unowocześniania tego, co tradycyjne, a w tym przypadku rzec by można śmiało – przestarzałe. Tak, tak, gdy konserwatywne metody w walce się nie sprawdzą, przyjdzie posłuchać dzieci.

Ktoś gdzieś zarzucił tej książce, że za dużo tu gadżetów, technicznych przedmiotów. Ja dostrzegam w tym wszystkim sens, więcej – ja nie wyobrażam sobie tej książki bez tego. To na tych komórkach, konsolach, transformatorach autor po części opiera swój koncept. My, rodzice, może jesteśmy już trochę nie z tej epoki, ale dzieciaki bez problemów się w tej książce odnajdą. Jeżeli zaś ktoś obawia się, że jest to propagowanie „niewłaściwego” sposobu spędzania czasu, chyba nie dostrzega w tym wszystkim ironii. Na dowód pozwolę sobie zacytować to, co o panu Marcinie pisze wydawnictwo Papilon na swej stronie internetowej: „Wbrew współczesnym trendom nie wierzy w moc portali społecznościowych, tylko w krasnoludki i smoki.” Czy ktoś taki mógłby wpisać w swą książkę takie przesłanie? Nie sądzę!

Pozostając jeszcze przy lekturze, zwrócę Waszą uwagę na ilustracje. Katarzyna Kołodziej bardzo ciekawie połączyła ze sobą oba światy. Jeden barwny i nowoczesny, drugi – utrzymany w zimnej kolorystyce (niebiesko-szaro-białej z domieszką ciepłego fioletu), upiorny, staromodny - wystylizowany na czasy dworskie. Obydwa trochę przerysowane, przez to zabawne, ale i dobrze wpasowujące się w treść.

W naszym domu książka została przyjęta z entuzjazmem (choć nie obyło się i bez małego „brr...” ze strachu). Przez dzieci, ale i przez dorosłych. Okazała się lekiem na pochmurne, złe dni. Napisana z przymrużeniem oka, zakręcona, wręcz szalona. Wywołująca... nie, nie duchy, lecz salwy głośnego śmiechu. Idealna na doładowanie własnych życiowych baterii.

czytajki.blogspot.com

Marcin Przwoźniak, „Przepraszam, czy tu straszy? Niesamowita opowieść dla dzieci”, Wydawnictwo Papilon, ilustracje Katarzyna Kołodziej, wiek 7+

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się nasz tekst? Nie zgadzasz się z nim? Napisz nam o tym!