Czekaliśmy kilka miesięcy i nasza cierpliwość została wynagrodzona – równocześnie ukazały się dwa tomy „Koników z Szumińskich Łąk”: „Dżunia” i „Aprilek”*. Agnieszka Tyszka rozbudowuje swoją serię książek o kolejne części, wątki, postacie i ludzkie problemy. Pokłady talentu i pomysłów literackich autorki wydają się niewyczerpane. Czwarta i piąta odsłona przygód Klary, Hani i Pauliny nie zawierają żadnych dłużyzn ani sztucznego przeciągania serii. Książki te są wzorowym przykładem naturalnego, świeżego pisarstwa, znakomitego warsztatu i ładnego języka. Właśnie takiej twórczości potrzebują początkujący czytelnicy, by poczuć moc literatury.
W „Dżuni” bohaterowie dziecięcy
są ważniejsi od tytułowych koników z Szumińskich Łąk. Stadnina
jest jedynie miejscem i tłem akcji, która opiera się nie tylko na
prawdziwych przygodach, ale też na wewnętrznych przeżyciach
dzieci. A autorka najwyraźniej doskonale rozumie, czym są
dzieciństwo i dorastanie, samotność oraz smutek, przywiązanie i
niezależność. Młody człowiek jest tu pokazany jako silna,
samodzielna i niepowtarzalna osoba, a zarazem jako najsłabszy
członek rodziny, stojący na najniższym szczeblu rodzinnej drabiny,
przyjmujący na barki sumę wszystkich problemów doświadczanych
osobno przez każdego z dorosłych. Rzadko znajduję w literaturze
tak trafne diagnozy duszy dziecka. I chyba po raz pierwszy poczułam
się tak blisko dziecięcej depresji.
Największy
smutek ma na imię Andrzej. To mój tata, za którym bardzo tęsknię.
Widzieliśmy się ostatnio na Wielkanoc – całe wieki temu. Tata
obiecywał, że zabierze mnie gdzieś na wakacje. Może na żagle? On
jest żeglarzem, ale nigdy jeszcze z nim nie pływałam. W ogóle nie
przepadam za wodą, ale za tatą tak. Dlatego ucieszyłam się z jego
propozycji, bo czy to ważne, gdzie się spędza czas? Wcale nie!
Najważniejsze, z kim się tam jest.
Tylko że teraz sprawy się
komplikują i nasz wyjazd na Mazury w te wakacje się nie uda...
Dlatego wcale nie chce mi się dzisiaj wstawać z łóżka... Płakać
nie będę, bo ja w ogóle rzadko płaczę. Prawie nigdy.
Paulina, po raz kolejny oprowadzająca
nas po Szuminie (wcześniej w „Rokim”), jest bardzo silna i
posiada wspaniałą umiejętność autoregeneracji. Mam nadzieję, że
ta narratorka pomoże wielu czytelnikom odnaleźć drogę od smutku i
przygnębienia do pogody ducha i samoakceptacji. Właśnie tacy
bohaterowie są, według mnie, jedną z najmocniejszych stron serii
Agnieszki Tyszki. Podobnie jak dziecięce porównania, a właściwie
obrazy wyobraźni, których Paulinie, Klarze i Hani pozazdrościłby
niejeden poeta.
Nie mam zamiaru mazać się i
rozpaczać przez całe wakacje. Ani siedzieć w kącie z zaciśniętymi
pięściami. Obrażanie się też nie jest dobre. Zauważyłam, że
oddziela człowieka od świata jak szklana tafla. I siedzisz sobie
taki obrażony, niby między ludźmi, ale z boku, a im bardziej się
wściekasz, tym bardziej jesteś samotny. Zamknięty w szklanej kuli.
Na niewidzialną kłódkę.
Skąd dziewczęta z Szumińskich Łąk
czerpią tę wielką energię i wyjątkową wyobraźnię? Dużym
wsparciem jest dla nich społeczność – rodzina, grupa przyjaciół,
środowisko mieszkańców. Jednak wydaje się, że na bohaterki
równie silnie wpływa mocny, przyjacielski związek z przyrodą.
Kiedy tam siedzimy, Anabella
wygląda na szczęśliwą. Może sprawia to bliskość lasu? Szum
drzew potrafi być bardzo przytulny! Zwłaszcza jeśli zamknie się
na chwilę oczy. Wtedy można prawie poczuć, jak gałęzie obejmują
człowieka – te iglaste robią to trochę mocniej niż liściaste.
Książki o Szuminie nie są utworami
nadmiernie dydaktycznymi, powieściami psychologicznymi czy
przyrodniczymi przewodnikami. Znaleźliśmy w nich wiele lekkiego
humoru i ciętych uwag, dowodzących, że wciąż (na szczęście)
lubimy śmiać się z samych siebie.
Ale
to już ich problem. Jeden z wielu, bo zauważyłam, że dorośli
kolekcjonują problemy jak naklejki w albumie. Tylko że one są
ładne i można się nimi wymieniać, a z problemami jest gorzej.
Nigdzie się nie chcą zmieścić, gdyż rozrastają się do
ogromnych rozmiarów i wyglądają brzydko. O wymianie nie ma mowy.
Każdy kurczowo trzyma swoje i najwyżej o nich opowiada. Nieraz to
obserwuję podczas spotkań KGS-u. Na przykład pani Kwaczek,
sąsiadka Hani, mojej koleżanki z klasy, wręcz się przechwala
swoimi kłopotami. A to jej choruje mąż, a to zginęła jedna
kaczka, dach przecieka, noga boli, pieniędzy za mało... Jakby było
się czym chwalić. Oj, chyba nie chcę być dorosła. Przynajmniej
nie w taki sposób!
W „Dżuni” znane nam z
wcześniejszych tomów dziewczęta przestają być najmłodszymi
mieszkankami Szumina. Okolicę opanowują uczestnicy tematycznych
kolonii, a Paulinie przypada opieka nad najmłodszą grupą żeńskiego
obozu konnego. Oczywiście kontakt z małymi uparciuchami i
ancymonkami pomaga bohaterce nabrać dystansu do samej siebie, na
pewno też nieco dorosnąć.
Oj, dobrze jest wsiąść na
rower i pomknąć przed siebie. Niech pan leśniczy radzi sobie sam z
tymi wszystkimi dziewczynami. W końcu zna się na dzikich
zwierzętach, więc nie powinien mieć większych kłopotów.
W serii Agnieszki Tyszki nie znajdziemy
motywów dominujących w wielu innych opowieściach dla dzieci: gier
komputerowych, wirtualnego życia, niezbyt inteligentnego paplania o
modzie i płci przeciwnej, stylizacji językowej wprowadzającej
wulgaryzmy do dziecięcych rozmów (i monologów wewnętrznych!).
Dobrze, że są jeszcze pisarze, którzy nie próbują się
przypodobać czytelnikom przez sprowadzanie życia dziecka do
płytkich, błyskawicznych przeżyć i zainteresowań. Cieszę się z
każdej nowej książki, w której rodzice odgrywają ważną rolę,
a nie są tylko nieobecnymi lub nierozumiejącymi „starymi”.
Jednak Szumińskie Łąki nie mają być krainą rodzinnej sielanki,
rodzice miewają tu te same przypadłości, co my, na przykład...
brak czasu dla rodziny.
Wiem, że musi pracować, i
to dla nas duży zastrzyk pieniędzy. Ale... Smutno tak samej jeść
śniadanie.
Niedawno czytałam książkę o Januszu
Korczaku, może dlatego dostrzegam u Agnieszki Tyszki myśl
pedagogiczną „wielkiego doktora”. Warto poświęcić rodzinny
czas na wspólną lekturę „Dżuni”, nawet jeśli nasze dzieci
czytają już samodzielnie. Nam też przyda się przypomnienie, co
jest naprawdę ważne oraz jak wrażliwymi i wartościowymi ludźmi
są dzieci.
Nie wiem, dlaczego ich tata
tak głupio się zachowuje, i chętnie bym mu powiedziała, że tak
się nie robi. Dzieci to nie są paczki, które można sobie
przestawiać z kąta w kąt. Nie licząc się wcale z ich uczuciami.
Od tego dzieciom wyrastają kolce – długie i ostre, które
potrafią kłuć wszystkich naokoło. Bardzo mocno.
Tekst i zdjęcia:
Bożena Itoya
* Wcześniejsze tomy: „August”,
„Roki”, „Marcysia”.
Agnieszka Tyszka,
„Dżunia”, "Aprilek",
seria „Koniki z Szumińskich Łąk”, ilustracje Marta Krzywicka,
Literacki Egmont, Warszawa 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spodobał Ci się nasz tekst? Nie zgadzasz się z nim? Napisz nam o tym!