CZYTAMY

CZYTAMY

Szukaj na tym blogu

środa, 3 lipca 2013

Zosia i Basia, Basia i Zosia

Uwaga, uwaga! Mam dla Was niespodziankę! Dziś prezentuję wywiad z Zofią Stanecką - znaną i lubianą autorką literatury dziecięcej. Twórczynią serii książek o Basi.

DZIECIO-mamia: Jest Pani mamą słynnej Basi. Jakie były jej początki? Wymyśliła ją Pani i ruszyła w poszukiwaniu wydawnictwa: "Halo, mam Basię! Spodoba się Wam! Chcecie?" czy przeciwnie, wydawnictwo zgłosiło się do Pani z zapytaniem: "Pani Zofio, czy nie wymyśliłaby Pani dla nas Basi?"

Zofia Stanecka: Inspiratorką powstania serii była Marynia Deskur. Zaproponowała mi stworzenie postaci, która mogłby być bohaterem całego cyklu literackiego. Wspólnie ustaliłyśmy, że ma to być dziewczynka w wieku przedszkolnym, niekoniecznie bardzo grzeczna i że powinna mieć brata. Wiedziałam, że pierwszy, próbny tekst ma być o zwierzętach. Musiałam wymyślić, jaka dokładnie ma być ta dziewczynka, jak ma mieć na imię, kim są jej rodzice i przyjaciele, co lubi robić, a czego nie cierpi. Siedziałam więc i myślałam, aż powstała "Вasia i upał w zoo".  Marynia nie pracowała w tamtym czasie w żadnym wydawnictwie, więc to był dopiero początek wydawniczych przygód Basi - trzeba było znaleźć ilustratora i wydawcę, który zaryzykowałby zainwestowanie w polską serię dla dzieci.

D-m: Basia z wielką łatwością dociera do dzieci. Kochają ją dziewczęta, uwielbiają także chłopcy. Jak udało się Pani stworzyć tak autentyczny wizerunek dziecka? Czy wzorowała się Pani na kimś konkretnym?

ZS: W tworzeniu postaci literackich zawsze jest coś tajemniczego. To składowa ciężkiej pracy, wielu prób, intuicji, jakiś podprogowych obserwacji i jeszcze tego niezbadanego czegoś nazywanego czasem natchnieniem. Krótko mówiąc, to jest trochę tak, że ja myślę o postaci, nadaję jej imię, próbuję ją jakoś zobaczyć i w pewnym momencie ona do mnie przychodzi - po prostu powstaje, staje się sobą. Jest w tym moja praca, ale też jakiś element pozaracjonalny. Bardzo lubię tę chwilę, gdy coś zaskoczy i po wielu godzinach męki wiem, że powstała postać, w którą będę w stanie uwierzyć, że istnieje naprawdę. W przypadku Basi bardzo dużo przyszło do mnie razem z imieniem. Gdy nabrałam pewności, że Basia ma być Basią właśnie, jej charakter był już częściowo ukształtowany przez to imię właśnie.

D-m: Ma Pani trójkę własnych dzieci. Czy jako matka przypomina Pani mamę Basi czy jest to raczej dla Pani wzór niedościgniony.

ZS: Jestem całkiem zwyczajną mamą. To oznacza, że mam swoje lepsze i gorsze dni. Staram się być cierpliwa, słuchać tego, co mówią dzieci i traktować poważnie ich emocje. Pozwalam im też na wyrażanie własnego zdania i emocji właśnie. Nie zawsze mi się to udaje, bo i ja miewam swoje gorsze dni... na przykład takie, w których źle mi się pisze. I wtedy jestem daleka od ideału. Jak każda mama od czasu do czasu.

D-m: Pomysłów Tośki na rozwiązywanie dziecięcych konfliktów, pozazdrościć może niejedna mama. Czy to Pani koncepcja własna, czy przy każdym tomie odbywa Pani jakieś konsultacje ze specjalistami - pedagogami, wychowawcami, psychologami, itp.?

ZS: Staram się opisywać sytuacje, które wydają mi się prawdopodobne i znajdować rozwiązania, które mnie samej wydają się właściwe. Konsultacja z psychologiem odbyła się raz - w przypadku Вasi i Mamy w pracy - gdy wątpliwości jednej z czytelniczek wzbudziła kłótnia rodziców i użycie słowa szowinista. Wynik konsultacji był pozytywny i przy kolejnych tomach znów bazowałam na własnej intuicji.

D-m: Skąd czerpie Pani pomysły na kolejne tomy? Czy bywają dla Pani inspiracją fani Basi, wydawnictwo? Czy odcina się Pani od tego wszystkiego tworząc własne historie?

ZS: Tematy pierwszych czterech książek ustaliłyśmy we dwie z Marynią. Część tematów wymyśliłam sama, ale od jakiegoś czasu wymyślamy je wspólnie, we cztery: ja, Marynia, Marianna Oklejak i Dorota Nowacka, która odpowiada za opracowanie graficzne serii. Zdarza się, że słuchamy czytelniczych podpowiedzi, ale nie bezpośrednich. Chodzi raczej o jakieś generalne zapotrzebowanie. Bywa też, że jakaś tematyka jest komuś szczególnie bliska - na przykład alergia jest tematem Doroty. Wyjątkowa była sytuacja z Вasią i kolegą z Haiti - która powstała z inicjatywy Fundacji Polska-Haiti. Jeśli chodzi o tematy jestem w uprzywilejowanej sytuacji o tyle, że to ode mnie zależy, jak ugryzę dany temat.

D-m: Wróćmy jeszcze na chwilę do początków. Poza Basią literacką, jest też Basia graficzna. Jak to się stało, że właśnie Marianna Oklejak została drugą mamą Basi? Znałyście się wcześniej? Czy był to raczej przypadek, selekcja?

ZS: To był przypadek, ale z tych najszczęśliwszych. Basię próbnie ilustrowało prawie dziesięciu ilustratorów. Spośród nich wybrałyśmy jedną osobę. Nie była to Marianna. Jednak gdy przyszło do ilustrowania całości już dla znalezionego w międzyczasie wydawcy, okazało się, że wybrana ilustratorka nie jest w stanie dotrzymać terminów. Marynia była wtedy na wakacjach i na miejscowej poczcie kupiła książkę z ilustracjami Marianny. Tak bardzo jej się spodobały, że skontaktowała się z Marianną i poprosiła o próbne rysunki. Już te wstępne były dokładnie tym, o co chodzi. Spojrzałam na Mariannową Basię i wiedziałam, że to jest właśnie ona! Oto znalazł się ktoś, kto rysunkiem pokazał to, co siedziało w mojej głowie. To była całkiem własna wizja, ale cudownie uzupełniająca tę moją. Dziś jestem wdzięczna za ten przypadek, bo Marianna jest wspaniałym człowiekiem, bardzo ważnym dla mnie. Cieszę się i z tego, ze ilustruje Basię, i z tego, że dzięki Basi mogłyśmy się poznać.

D-m: Jak wygląda Wasza współpraca - Marianna czyta i tworzy, czy jakoś owe prace konsultujecie, tworzycie razem?

ZS: Każda z nas ma pełną wolność twórczą. Nie wtrącamy się sobie nawzajem w kompetencje. Z drobnymi wyjątkami. Zdarza się, że gdy mam wątpliwości co do jakiegoś fragmentu, pytam, czy nie jest na przykład za ostry. Bywa też, że gdy wprowadzam nowego bohatera, Marianna przysyła mi ołówkowe szkice postaci, żebym powiedziała, czy o to mi chodziło. Ewentualnie prosi o jakieś sugestie. Tak było z dziadkami Basi, a ostatnio z wujkiem Michałem, ciocią Gosią i kuzynem Antkiem, którzy pojawili się a "Вasi i alergii". Dodam, że w obu przypadkach nie miałam żadnych uwag, bo narysowani przez Mariannę bohaterowie byli po prostu idealni. Nie chcę zabrzmieć zbyt cukierkowo, ale to jest naprawdę wspaniała współpraca: pełna wolności i wzajemnego zaufania.

D-m: Czy tworząc pierwszą Basię przypuszczałyście, że odniesie ona taki sukces? Na rynku było już kilka podobnych zagranicznych pozycji? Nie bałyście się konkurencji? Tego, że Baśka zniknie w tłumie?

ZS: Myślę, że taka obawa, oczywiście, była. Przy czym to jest pytanie raczej do wydawcy. Ja zajmowałam i zajmuję się pisaniem. Zdaję sobie sprawę, że to, czy jakaś książka osiągnie sukces jest mało przewidywalne. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy jakiś tekst "zaskoczy". Gdyby było wiadomo, mielibyśmy na rynku same bestsellery. Na pewno trzymałam za Basię kciuki. Z nadzieją, ale bez nadmiernych oczekiwań. Tym bardziej cieszę się, że Basia jest lubiana!

D-m: Czy już po pierwszym tomie było wiadomo, że to jest to? Czy pojawiły się chwile zwątpienia, słabości?

ZS: Chwile słabości każdy ma. Na pewno była jakaś niepewność, gdy Basia zmieniała wydawcę i przechodziła z wydawnictwa LektorKlett do Egmontu. Wszystko się jednak udało i toczy się dalej.

D-m: Dziś Basia jest w naszym kraju odbierana na miarę zagranicznych literackich gwiazd. Powstała wokół niej cała otoczka. Poza typowymi książkami o Baśce, których kolejne odsłony pojawiają się co chwilę, są też kartonowe książeczki dla maluchów, po których przewodnikiem jest Franek - młodszy brat Basi, książeczki z zadankami czy inne Basine gadżety (ostatnio duże kartonowe karty z obrazkami do samodzielnego opowiadania). Czy poza tworzeniem historii o Basi ma Pani czas na inne literackie projekty?

ZS: Tak. Moja praca polega na pisaniu. Codziennie rano siadam do komputera i piszę. Piszę też, gdy dzieci pójdą spać. Duża część z tych tekstów to opowiadania do podręczników. Piszę też jednak inne książki. W tej chwili mam rozgrzebane trzy zupełnie nowe: jedną dla dzieci młodszych, jedną dla średnich i jedną dla nastolatków.

D-m: Bardzo przypadła mi do gustu napisana przez Panią "Tajemnica namokniętej gąbki". Cenię sobie także egmontowski projekt dla młodych czytelników "Czytam sobie", w którym wzięła Pani udział. W Pani dziełach obserwuję dużą rozbieżność wiekową. Czy woli Pani pisać dla młodszych, czy dla starszych czytelników?

ZS: Trudno jest mi powiedzieć. Każda historia ma swój styl, swój sposób słowny na ujęcie tego, co ma zostać opowiedziane. Bez względu na to, dla jakiego wieku się pisze, kluczowe jest znalezienie tego właściwego wyrazu. Gdy to się uda, nie ma aż takiego znaczenia, dla jakiego wieku jest książka. Każdy bowiem wiek niesie ze sobą inne wyzwania. Dla dzieci młodszych trzeba pisać maksymalnie prosto, a jednak w tych prostych słowach zmieścić ważne treści. Dla starszych można trochę poszaleć stylistycznie. W pisaniu książek dla młodszych pociąga mnie wyzwanie, jakim jest zmieszczenie ważnych rzeczy w niewielkiej formie. W pisaniu dla starszych cieszy mnie to, że mogę pozwolić sobie na większą swobodę stylistyczną, dłuższe zdania i zabawę słowem.

D-m: Doszły nas słuchy, że kolejne przygody Basi zostały już przez Panią napisane. Czy może nam pani zdradzić małe co nieco? Czego możemy się spodziewać w następnych tomach?

ZS: Jesienna Basia będzie opowiadała o modzie. A o czym dokładnie... to już trzeba będzie przeczytać. Zdradzę tylko, że będzie i wyprawa do centrum handlowego, i na tanie ciuchy. Jesienią będzie też można kupić tom z dwudziestoma ośmioma opowiadaniami o Вasi - podzielonymi na cztery pory roku.

D-m: A inne projekty? Czy pracuje Pani nad czymś jeszcze?

ZS: W najbliższym czasie, już w sierpniu, wydawnictwo W drodze wyda "Świat według dziadka". To poetycka, ale i lekko humorystyczna opowieść o przyjaźni dziadka z wnukiem. Jesienią ukaże się "Кsięga Ludensona",  która przez jakiś czas była dostępna w formie elektronicznej na stronie Przecinek i kropka. Też jesienią będzie można kupić dwie moje nowe książki z serii "Czytam sobie" - kolejny tom przygód trolla Alojzego - tym razem o zawodach sportowych i robota Roberta, którego lubię w sposób szczególny. Na wydanie czeka jeszcze jedna książka złożona w wydawnictwie W drodze, ale za wcześnie, żeby zdradzać jej tytuł. A na dokończenie lub napisanie czekają wspomniane już przeze mnie trzy książki i... kolejne cztery przygody Basi.

D-m: Dziękuję za rozmowę i z niecierpliwością czekam, wraz z dziećmi, do jesieni, kiedy ukażą się kolejne tomy przygód Basi.

ZS: I ja bardzo dziękuję.
Rozmawiała:
Małgorzata Powirska-Rządzińska
Fotografia autorstwa Aśki Strojek pochodzi z archiwum własnego autorki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się nasz tekst? Nie zgadzasz się z nim? Napisz nam o tym!