CZYTAMY

CZYTAMY

Szukaj na tym blogu

wtorek, 20 października 2015

Prosiaczek Fryderyk: "Życie to cyrk" i "Wielka wojna o imbryk" - Walter R. Brooks

Wydawcy, autorzy i rodzice najczęściej starają się zapewnić młodym czytelnikom to, co w literaturze (komiksie, książce obrazkowej) nowatorskie, przełomowe, poruszające, niejednokrotnie także przełamujące tabu. Okładki i reklamy w sieci krzyczą do nas: "Tego jeszcze nie było!", "Po raz pierwszy!"... Tymczasem ja od nowych trendów wolę raczej perełki napisane już jakiś czas temu, ale w Polsce odkryte dopiero teraz. Książki często uznawane za klasykę, zwłaszcza w swojej "ojczyźnie". Pozycje, które z rozmaitych względów dotąd nie znalazły się w polskich księgarniach albo wcale, albo od kilkudziesięciu lat (a zatem dostępne są tylko w starszych bibliotekach, wydaniach i przekładach). W dziewięcioletnim życiu mojego syna oczarowały nas na przykład pierwsze lub nowe wydania "35 maja" Ericha Kästnera (wyd. Polityka Spółdzielnia Pracy, kolekcja Cała Polska Czyta Dzieciom), "Królewny i goblina" oraz "Królewny i Curdiego" George'a MacDonalda (wyd. Muchomor), "Pluka z wieżyczki" Annie M. G. Schmidt (wyd. Hokus-Pokus), a ostatnio czterech tomów serii o prosiaczku Fryderyku Waltera R. Brooksa (wyd. Jaguar). Wszystkie te książki łączy znakomite pisarstwo, a to cenię ponad modę czy chwilowe trendy.

Wędrując od nowości do nowości wydawniczej czasem gubi się esencję literatury dziecięcej lub po prostu zapomina o jej istnieniu. Ta moc tkwi właśnie w "Prosiaczku Fryderyku". Autor mógłby pisać, a dziecko czytać te książki w dowolnych czasach i miejscu, a odbiór i zabawa będą takie same. Nie jest to seria klasyczna w znaczeniu lektury dawnej, tradycyjnej, trącącej myszką, poważnej, jak mogą sugerować (piękne!) ilustracje Kurta Wiesego.

Walter R. Brooks w latach 1927-1958 napisał 25 książek o Prosiaczku Fryderyku. Nie zostały wcześniej przetłumaczone na język polski – a wielka szkoda. Żałuję, że nie mogłam czytać ich w dzieciństwie, że nie mogły też moja babcia i mama. Na szczęście przygody zwierząt z farmy Pana Beana (i ich "dzikich" przyjaciół) poznaje mój syn, dzięki wydawnictwu Jaguar, które w roku 2013 i 2014 wydało cztery pierwsze tomy "Prosiaczka Fryderyka". Mam nadzieję, że seria będzie kontynuowana, choć nie widzę kolejnych części w zapowiedziach wydawniczych.

Nie będę szczegółowo analizować i zdradzać tajemnicy sukcesu (zagranicznego) tego niezwykłego cyklu książkowego. Na pewno autor był świetnym komikiem – stworzył też program telewizyjny "Mówiący koń", i miał "lekkie pióro". Pisał prostym językiem, spełniając w ten sposób własne manifesty (z przymrużeniem oka) pisarstwa.

"Kiedy Madame Delphine przepowiadała ludziom przyszłość, posługiwała się bardzo pięknym i wyszukanym górnolotnym językiem, ale kiedy siedziała i bujała się w fotelu, mówiła zwyczajnie, tak jak każdy. Luiza zauważył przy tym, że kiedy posługiwała się normalnym językiem, mówiła rzeczy o wiele ciekawsze. Spróbował tej sztuczki w swoich wierszach i okazało się, że im były prostsze, tym bardziej przypadały słuchaczom do gustu. To kolejny dowód na to, że bystry był z niego miś, bo wielu mających o sobie bardzo wysokie mniemanie poetów nigdy na to nie wpadło"*

Również poczucie humoru autora jest proste, ale równocześnie zgrabne, celne i powodujące (przynajmniej u nas) bóle brzucha. Zwierzęcy bohaterowie mówią, mają ludzkie cechy, zarazem jednak zachowują ważniejsze zachowania, wady i zalety swojego gatunku. W recenzjach i innych opisach "Prosiaczka Ferdynanda" często wspomina się o antropomorfizacji zwierząt. Moim zdaniem nie są to bohaterowie całkiem "uczłowieczeni", jak powiedziałby Papcio Chmiel, ale zwykłe zwierzęta, którym dano głos i odrobinę inteligencji. Kto ma lub dobrze zna jakiegoś przedstawiciela kociego plemienia (a już zwłaszcza specyficznej "prawie rasy" – kotów czarnych), ten potwierdzi, że występujący w książkach W.R. Brooksa Jinx jest najbardziej kocim z kotów.

"Ciotka Effie potrząsała tylko bezsilnie miotłą, wychylając się przez okno. Przy innej okazji Jinx nie omieszkałby zasiąść spokojnie w dobrze widocznym miejscu i zacząć myć pyszczek, udając, że wcale ciotki nie widzi, że nigdy przedtem jej nie widział i w ogóle ta osoba wcale go nie interesuje. Przypuszczalnie udałoby mu się dzięki temu doprowadzić ją do wściekłości. Teraz jednak miał co innego na głowie, udał się więc prosto do stajni"

Przekonany o własnej wartości i wyjątkowości Jinx jest moim ulubieńcem, jego trudne relacje z otoczeniem wykraczają nawet poza świat ludzi i zwierząt. Wszystkim wokół czytuję ulubione "wystąpienia" czarnego kocura, a do nich należy przygoda ze stokrotką.

"Umył pyszczek, łapki i brzuszek, a potem próbował umyć grzbiet między łopatkami. Starał się sięgnąć tam na różne sposoby. Owszem, był w stanie wykręcić łepek do tyłu w sam raz, żeby zobaczyć zakurzone futerko, ale nie zdołał dosięgnąć go języczkiem. Skręcał się i skręcał, aż w końcu się przewrócił.

Wstał natychmiast, żeby spróbować jeszcze raz i wtedy nagle zamarł w bezruchu. Spojrzał groźnie na stokrotkę, która wychylała się z pęku trawy i patrzyła z góry. Miał wrażenie, że stokrotka się z niego śmieje. Kiedy jednak rzucił jej surowe spojrzenie, skinęła tylko główką i odpowiedziała mu pozbawioną wyrazu, raczej niemądrą miną – jak to stokrotki"**

Podejście autora do spraw i praw zwierząt odbiega nieco od poważnych, "ekologicznych" postulatów znanych nam ze współczesności. Jednak, mimo że pisane dawno, w konwencji absurdu i nonsensu, książki Brooksa przepełnione są miłością do stworzeń wszelakich i pod wieloma względami przerastają dzisiejszą literaturę dziecięcą promującą ochronę praw zwierząt (domowych). Akcja jednego z tomów rozgrywa się w środowisku cyrkowców, co napawało mnie obawami, bo ani ja, ani syn nigdy w cyrku nie byliśmy i nie wybieramy się (uważam, że w szkołach i przedszkolach zamiast bonów na cyrkowe przedstawienia powinno się rozdawać plakaty z hasłem "Twoja rozrywka, ich cierpienie"). Jednak cyrk w wydaniu Brooksa nie wzbudza żadnych zastrzeżeń.

"Cyrk pana Bumschmidta różnił się pod pewnym względem od wszystkich innych: owszem, zwierzęta miały klatki, ale jak wyjaśnił dyrektor, kraty służyły przede wszystkim po to, żeby chronić je przed ludźmi nie odwrotnie. W tym cyrku lwom, tygrysom, kangurom i innym zwierzętom wolno było wychodzić i wracać, kiedy im się podobało, mogły też bez przeszkód zadawać się z ludźmi, na przykład pomagać w pracy robotnikom zatrudnionym w cyrku"*

Poza miłymi fragmentami o dobrym traktowaniu zwierząt, w "Prosiaczku Fryderyku" pojawiają się odwołania do życia społecznego w ogóle. Może dla niektórych młodszych czytelników elementy symboliczne będą nieczytelne, ale nie zakłóca to lektury. Brooks nie jest nachalnym dydaktykiem (moja ulubiona zasada: "Jeżeli ktoś nie ma na tyle rozumu, żeby zachować się grzecznie, to naprawdę straszny z niego głupek..."*) ani komentatorem politycznym. Czasem o czymś napomknie, ale zdecydowanie nie serwuje nam "Folwarku zwierzęcego" dla dzieci.

"– Żądam, żeby usunięto stąd to zwierzę.

– Ale dlaczego, proszę pani? – zdziwił się pan Muszkiski.

– Jak to, dlaczego?! – parsknęła gniewnie ciotka Effie. – Dlaczego?! – Zacisnęła usta. – Przecież to prosiak!

Pan Muszkiski pokręcił przecząco głową.

– W tym kinie nie zwracamy uwagi na różnice klasowe, droga pani – oznajmił. – Czy to bankier, czy robotnik, Eskimos czy Hotentot, słoń czy jaszczurka – wszyscy mogą liczyć na takie samo traktowanie. Ktokolwiek zapłaci za bilet, zostanie wpuszczony. – Po czym zwróciwszy się do Fryderyka, spytał: – Pan szanowny zapłacił za bilet, jak się domyślam?

Ależ oczywiście – odpowiedział prosiaczek. – Nie chcę wywoływać zamieszania, więc skoro ta pani nalega?"**

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem cytowanym na tylnej okładce "Życie to cyrk", jakoby Fryderyk był amerykańskim wcieleniem klasyki brytyjskiej, w szczególności Kubusia Puchatka. Książki Brooksa są bardziej uniwersalne, jednocześnie ambitniejsze i lżejsze w lekturze. Dla mnie są też po prostu ciekawsze, może dlatego, że obok dominujących fragmentów humorystycznych zdarzają się i nieco poważniejsze refleksje.

"Freginald spytał kiedyś Billa, dlaczego taki z niego ponurak.

Dobrze, mogę Ci zdradzić ten sekret – odpowiedział Bill – Otóż jako młodzik byłem wesoły niczym skowronek i to od świtu do nocy. Kiedy jednak ktoś chce być szczęśliwy nie powinien obierać zawodu klauna. Chcesz wiedzieć dlaczego? No to ci powiem. Dlatego, że jeżeli ktoś powtarza te same dowcipy dwa razy dziennie, tydzień po tygodniu, rok po roku – musi popaść w zgorzknienie. Kiedy opowiesz dowcip jeden raz, to zabawne. Ale kiedy opowiadasz go po raz dwieście siódmy, chce ci się płakać. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale to fakt. A jak ci się zdaje, dlaczego klauni malują sobie twarze i przyczepiają sztuczne nosy? Żeby było zabawnie? No, to się mylisz. Tak naprawdę chodzi o to, żeby publiczność nie widziała ich ponurych twarzy"*

Poza takimi refleksyjnymi epizodami, powieści Brooksa spodobają się raczej osobom spoglądającym z dystansem na struktury i relacje społeczne. A z pewnością tak właśnie świat postrzegają dzieci. Prosiaczek Fryderyk, jego krewni i przyjaciele bywają rozsądniejsi i bardziej racjonalni od ludzi. Wśród ironicznych, zabawnych i karykaturalnych obrazów człowieczeństwa wyróżniają się pomysły, poglądy czy motywacje szeryfa.

"– Nie zamierzam dać się wpakować w żadne procesy sądowe – powiedział szeryf, wyraźnie zaniepokojony. – Właśnie dlatego zostałem szeryfem. Chodziło o to, że cokolwiek się zdarzy, nie mogę przecież aresztować samego siebie"*

W poukładanym, spokojnym świecie prosiaczka Fryderyka musi przecież istnieć jakaś władza i administracja, choćby niezbyt odpowiedzialna i... władcza. Wesoły szeryf unikający wszelkich kłopotów, słuchający opinii prosiaczka oraz innych zwierząt, nie jest jednak zwykłą konformistyczną "ciapą". Wpada także na genialne pomysły, równie zwariowane, jak cały świat przedstawiony powieści Brooksa.

"– To jest bardzo przyjemne więzienie, zapewniam – potwierdził szeryf. – Jedno z najbardziej lubianych więzień w całym stanie. Muszę dbać, żeby było przyjemne, bo inaczej nie miałbym nic do roboty. Bo widzi pani, tutaj, w Centerboro, nie mamy żadnej przestępczości, więc gdybym nie utrzymywał porządnego, wygodnego więzienia, do którego ludzie chcieliby pójść, nie miałbym żadnych więźniów, którymi mógłbym się zajmować – i co wtedy z moją pracą? We wszystkich celach są wygodne łóżka, mamy salę gier, korty tenisowe i tak dalej, a jedzenie jest lepsze niż w hotelu. Ludziska lubią siedzieć w moim więzieniu, więc ten i ów czasem złamie jakieś mniej ważne prawo, a wtedy może tam sobie pomieszkać. Nie mówię, że dobrze robią, ale postępują rozsądnie"**

W książkach "Życie to cyrk" oraz "Wielka wojna o imbryk" jest tak wiele postaci, zdarzeń i zdań, o których warto wspomnieć, że można je wymieniać w nieskończoność. Najlepiej samemu przeczytać, pośmiać się, "rodzinnie" porozmawiać i poczekać na następne tomy. Szkoda, że nie możemy przyspieszyć czasu, a więc i polskiej premiery kolejnych odsłon cyklu "Prosiaczek Fryderyk". Jednak zawsze warto spróbować – Jinx nie poddawał się nawet w obliczu tak trudnych wyzwań.


"Kot Jinx siedział na brzegu strumyka, który przepływa przez farmę pana Beana. Właśnie zjadł i czekał na prosiaczka Fryderyka. A Fryderyk się spóźniał. Jinx siedział więc i poruszał tylko z wolna ogonem. Potem zaś poruszył nim szybciej. Przyszło mu bowiem na myśl, że jeżeli ogon poruszać się będzie szybciej, czas też zacznie płynąć szybciej"**

Tekst i zdjęcia:
Bożena Itoya, mama dziewięciolatka

* Walter R. Brooks, Życie to cyrk czyli prosiaczek Fryderyk i miś Freginald, ilustracje Kurt Wiese, przełożył Stanisław Kroszczyński, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2014.

** Walter R. Brooks, Wielka wojna o imbryk czyli Fryderyk broni dobytku [na okładce tytuł: Prosiaczek Fryderyk. Wielka wojna o imbryk], ilustracje Kurt Wiese, przełożył Stanisław Kroszczyński, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2014.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się nasz tekst? Nie zgadzasz się z nim? Napisz nam o tym!